DYSKOTEKA W AUTOBUSIE

Kraków. Godziny szczytu na ulicach. Świadkowie zdarzenia szczegółowo opowiedzieli nam o wstrząsającym wydarzeniu, które miało miejsce w autobusie linii 113. Pani Ania G.(42l) mówi, - myślałam że nie dojadę do przystanka, w którym chciałam wysiąść.

Z początku wszystko było jak w najlepszym porządku. Aż do momentu jak wsiadł 19 letni chłopak. Ubrany był w szare dresy i słuchał muzyki. Nic nadzwyczajnego jednak był mały problem. Nie posiadał słuchawek. Dosłownie każdy w autobusie był zmuszony do jej słuchania przez 20 min, aż do momentu jak sprawca zdarzenia wysiadł. Nikt nie miał odwagi zwrócić mu uwagę, chociaż minimalną. Najgorsze w tym było to, że leciała jedna i ta sama piosenka w kółko. And again. And again...Odtwarzał ją po kilkanaście razy. Wszyscy byli zdenerwowani i zbulwersowani. Nie wspominając już że piosenka była agresywna,głośna i nie kulturalna.
Na szczęście, jak mówi okoliczny szpital - wszyscy przeżyli i nikt nie ogłuchł.

DYSKOTEKA W AUTOBUSIE

Kraków. Godziny szczytu na ulicach. Świadkowie zdarzenia szczegółowo opowiedzieli nam o wstrząsającym wydarzeniu, które miało miejsce w autobusie linii 113. Pani Ania G.(42l) mówi, - myślałam że nie dojadę do przystanka, w którym chciałam wysiąść.

Z początku wszystko było jak w najlepszym porządku. Aż do momentu jak wsiadł 19 letni chłopak....

TO MÓGŁ BYĆ TWÓJ SĄSIAD
W sobotę (10.12) Józef D. stanął w oknie swojego mieszkania. – Bardzo mnie to zdziwiło – opowiada nam jego sąsiadka – wyjrzałam zza firanki, a on opierał się o framugę i trzymał coś w ręce. Zawołałam teścia, żeby też to zobaczył, bo myślałam, że mam zwidy!
Według relacji świadków 58-letni Józef zazwyczaj spędzał soboty przed telewizorem. Nic nie zapowiadało tak radykalnych zmian. – Odejście żony tak go zmieniło – wzrusza ramionami sąsiad z parteru. – Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał, no ale w końcu musiał, nie?
Jak ustaliliśmy z naocznymi świadkami, Józef D. do wykonania tej czynności użył żółtej szmatki. – Wiadomo, że potem powinien sięgnąć po gazetę i wytrzeć do czysta. – Sąsiadka wciąż poruszona opowiada o tym niecodziennym zdarzeniu – Ale pewnie nikt go nie uczył, jak to zrobić. Szczęśliwie nie wypadł z okna, o to się zawsze boję, jak sama myję okna. Ale nie, skończył czyścić i teraz szyby aż się błyszczą, patrz pan!

TO MÓGŁ BYĆ TWÓJ SĄSIAD
W sobotę (10.12) Józef D. stanął w oknie swojego mieszkania. – Bardzo mnie to zdziwiło – opowiada nam jego sąsiadka – wyjrzałam zza firanki, a on opierał się o framugę i trzymał coś w ręce. Zawołałam teścia, żeby też to zobaczył, bo myślałam, że mam zwidy!
Według relacji świadków 58-letni Józef zazwyczaj spędzał soboty przed telewizorem. Nic nie...

SZOK I NIEDOWIERZANIE! CZY W JEJ ŻYCIU STAŁO SIĘ COŚ STRASZNEGO?
Dnia 6 grudnia o godz. 7.45 pani Agnieszka, wybitna pisarka, znana swoim fanom jako wiecznie uśmiechnięta, rumiana dziewczyna, wyszła ze swojego mieszkania bardzo przygnębiona, a jej twarz miała niezdrowy, ziemisty kolor. Media zaczęły informować o poważnej chorobie pisarki.
"- Gdy zobaczyłam ją w drzwiach mojego mieszkania myślałam, że coś się stało"- informuje osoba z otoczenia pisarki.
A jak całą sytuacje komentuje Pani Agnieszka?
"- Nic złego się nie stało. Tamtego dnia wyszłam z domu bez makijażu, a wszyscy robią z tego aferę. To nie choroba, to po prostu naturalna ja."
Uspokajamy więc wszystkich fanów. Wygląd pani Agnieszki nie jest związany z chorobą, lecz z ciężka pracą pisarki.

SZOK I NIEDOWIERZANIE! CZY W JEJ ŻYCIU STAŁO SIĘ COŚ STRASZNEGO?
Dnia 6 grudnia o godz. 7.45 pani Agnieszka, wybitna pisarka, znana swoim fanom jako wiecznie uśmiechnięta, rumiana dziewczyna, wyszła ze swojego mieszkania bardzo przygnębiona, a jej twarz miała niezdrowy, ziemisty kolor. Media zaczęły informować o poważnej chorobie pisarki.
"- Gdy zobaczyłam ją w drzwiach...

PORNOGRAFIA W SZKOLE
- Nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie - pani dyrektor renomowanej, krakowskiej szkoły podstawowej zamknęła drzwi przed naszym reporterem. Jak zaklęci milczeli nauczyciele i rodzice. Całą sprawę przykryła zmowa milczenia. Milczy także główna winowajczyni i bohaterka zajścia p.Bożena S, bibliotekarka z dwudziestoletnim stażem pracy.
Jak poinformowało nasze tajne źródło w poniedziałek 5 grudnia, pani Bożena S. przybyła do szkoły o 7.30. Udała się na portiernię i zabrała klucze do szkolnej biblioteki. W jej wyglądzie ani zachowaniu nie dało się dostrzec zapowiedzi występku, który miał miejsce zaledwie kilka godzin później.
Anonimowi świadkowie twierdzą, że Bożena S. była ubrana w czarny, sięgający łydek płaszcz, czarne botki i niebieski szalik. Miała też na sobie rajstopy. Niestety fakt, że były niemal niewidoczne pomiędzy płaszczem i botkami, uniemożliwia nam ustalenie czy do przestępstwa doszło już we wczesnych godzinach porannych,czy w trakcie wykonywania czynności służbowych. Nie wiemy też czy Bożena S. działała z rozmysłem, czy to co się wydarzyło było dziełem wypadku. Jedno jest pewne, gdy nasz informator na długiej przerwie wszedł do biblioteki szkolnej, by wypożyczyć książkę dostrzegł stojącą na taborecie Bożenę S. Wkładała książki na najwyższą półkę.
- Bożena S. - relacjonował informator - miała na sobie sweterek i spódnicę. Niby zwyczajny strój. Kiedy spojrzałem jednak niżej, dostrzegłem jednak rajstopy. Nie były to jednak zwykłe rajstopy. - tu nasz informator rumieni się ze wstydu, spuszcza wzrok i mówi szeptem - Dostrzegłem, że na prawej łydce w rajstopach... puściło oczko!
Nasz informator był oburzony zaistniałą sytuacją. Zszokowany odwrócił wzrok, jednak widoku odsłoniętego fragmentu gołej łydki Bożeny S. nie zapomni do końca życia.
Kuratorium oświaty zbagatelizowało sprawę. Kurator twierdzi, że nie ma potrzeby podejmowania kroków dyscyplinarnych w sprawie Bożeny S. Tak oto władze oświatowe bagatelizują sprawę promowania pornografii w szkole podstawowej.

PORNOGRAFIA W SZKOLE
- Nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie - pani dyrektor renomowanej, krakowskiej szkoły podstawowej zamknęła drzwi przed naszym reporterem. Jak zaklęci milczeli nauczyciele i rodzice. Całą sprawę przykryła zmowa milczenia. Milczy także główna winowajczyni i bohaterka zajścia p.Bożena S, bibliotekarka z dwudziestoletnim stażem pracy.
Jak...

STRZAŁY W CENTRUM TORUNIA!
Do szokujących wydarzeń doszło w dniu wczorajszym nieopodal sklepu Biedronka w centrum Torunia. Była godzina 17.14, kiedy jak zwykle zatłoczony dreptak ulicy Szerokiej zamilkł na chwilę. Pochłonięci szałem zakupowym mieszkańcy Miasta oraz turyści przecierali oczy ze zdumienia. Na chodniku, tuż obok niezastąpionego skrzypaczka, który swoją koszmarną grą każdego dnia psuł humor wszystkim osobom go mijającym, ustawiła się czerwona platforma, na której niejaka Pani Malaria poczęła wykonywać czynności dla oka przechodniów niecodzienne. Po nałożeniu bitej śmietany na dwie gałki lodów Pani Malaria zaczęła strzelać poziomkami w celu ozdobienia deseru. Do strzelania wykorzystała własnej roboty maszynkę, która z wyglądu przypominała broń palną. Zadziwiające kształty, jakie formowane zostały na warstwie bitej śmietany wywoływały uśmiechy i pożądanie. Obuwie, serce a może kwiatek? – dla Pani Malarii nie ma rzeczy niemożliwych, gałkę lodów można okrasić nawet wizerunkiem Józefa Stalina (usługa specjalna za dodatkową opłatą). Jak przyznaje bohaterka artykułu „najważniejsza jest odpowiednia promocja, dlatego oprócz widowiskowej formy kreacji postanowiła nadać akcji chwytliwy tytuł – STRZAŁY W CENTRUM TORUNIA”. Czy jednak naprawdę warto czekać w 40-minutowej kolejce na swoje lody? Czy wyróżniają się one smakiem i delikatnością? O tym musimy wszyscy przekonać się sami.

STRZAŁY W CENTRUM TORUNIA!
Do szokujących wydarzeń doszło w dniu wczorajszym nieopodal sklepu Biedronka w centrum Torunia. Była godzina 17.14, kiedy jak zwykle zatłoczony dreptak ulicy Szerokiej zamilkł na chwilę. Pochłonięci szałem zakupowym mieszkańcy Miasta oraz turyści przecierali oczy ze zdumienia. Na chodniku, tuż obok niezastąpionego skrzypaczka, który swoją...

CUD NA ULICY ZAGÓRSKIEJ

Pewnego dnia Aleksandra J. postanowiła zrobić pierogi.
Niestety chociaż zrobiła to tak jak było w przepisie,który dostała od teściowej, to jej ręce zostały oblepione białą mazią, a ciasto miało taką konsystencję, że niemożliwe było jego rozwałkowanie.
Aleksandra J. zawołała na pomoc swojego męża, który przerwał oglądanie "Usterki"i przybiegł do kuchni.
Zobaczył swoją żonę z oblepionymi rękami, która miała obłęd w oczach.
Niestety nie wiedział jak pomóc i pobiegł do sąsiedniego domu po swoją matkę.
Teściowa przybiegła na pomoc. Okiem fachowca oceniła, że potrzeba więcej mąki.
Dołożyła mąkę i zdjęła ciasto z rąk udręczonej Aleksandry.
Następnie dokonała cudu, podrzuciła ciasto, które po opadnięciu miało już doskonałą konsystencję.
Aleksandra patrzyła jak urzeczona. Jak Ona to zrobiła do cholery?
Nie ważne..Ciasto zostało uratowane.

...Historia autentyczna niestety...

CUD NA ULICY ZAGÓRSKIEJ

Pewnego dnia Aleksandra J. postanowiła zrobić pierogi.
Niestety chociaż zrobiła to tak jak było w przepisie,który dostała od teściowej, to jej ręce zostały oblepione białą mazią, a ciasto miało taką konsystencję, że niemożliwe było jego rozwałkowanie.
Aleksandra J. zawołała na pomoc swojego męża, który przerwał oglądanie "Usterki"i przybiegł do...

Śmiercionośny smród w całej kamienicy doprowadził do tragedii !

Tak szokującego wydarzenia cała Warszawa dawno nie widziała. W godzinach popołudniowych, w grudniowy zwykły dzień przy ulicy Tadeusza Kościuszki rodzina Kowalskich doznała prawdopodobnie traumy życia. Gdy żywiciel rodziny zasiadał do obiadu po ciężkiej pracy, dzieci wracały ze szkoły matka przebierała swe najmłodsze latorośle. Po ściągnięciu pampersa jednej ze znanych polskich firm oczom kobiety ukazał się traumatyczny widok ! Jej najmłodsze dziecko wyrzuciło z siebie prawdopodobnie najgorszy kał w dziejach ludzkości! W jednym momencie po całym pomieszczeniu rozniósł się okropny zapach, aby za chwilę przenieść do dalszych pomieszczeń. Z relacji świadków wiemy, że jedna ze starszych sąsiadek poczuła ów woń i zemdlała właśnie z jego powodu. Najgorsze jednak zostało na koniec! Gdy matka Polka walczyła z potworem w pampersie, dziecko tak się zawierciło, że cały ładunek wylądował na bukowej podłodze! Nasze źródła donoszą, że na miejsce wezwano specjalny oddział do sprzątnięcia tej katastrofy, prawdopodobnie największej w ostatnim stuleciu.

Śmiercionośny smród w całej kamienicy doprowadził do tragedii !

Tak szokującego wydarzenia cała Warszawa dawno nie widziała. W godzinach popołudniowych, w grudniowy zwykły dzień przy ulicy Tadeusza Kościuszki rodzina Kowalskich doznała prawdopodobnie traumy życia. Gdy żywiciel rodziny zasiadał do obiadu po ciężkiej pracy, dzieci wracały ze szkoły matka przebierała swe...

ZAMKNĄŁ TALIBA W PAWLACZU I POSZEDŁ TAŃCZYĆ!
Do zdarzenia tego doszło w Sosnowcu przy ulicy Upojnej 6/9. Jak donosi Pani Grażyna Jarzyna, matka sprawcy całego zamieszania był to piątkowy wieczór. Syn pani Grażyny, Piotr szykując się do wyjścia na dyskotekę wyjął z pawlacza swoje wyjściowe adidasy. Pochłonięty zawiązywaniem sznurowadeł, nie zauważył, kiedy do otwartego pawlacza wdrapał się ich kot. Talib, bo tak się wabi kot Państwa Jarzynów został zwabiony do kryjówki zapachem swoich ulubionych chrupek. Piotr zamknął Taliba razem z całym zapasem jedzenia i poszedł tańczyć.
-Talib! Talib! Wołała pani Grażyna przez cały wieczór, ale bezskutecznie. Zaniepokojona postanowiła poszukać go na dworze. Gdy sięgała po buty do pawlacza, wyskoczyła na nią torba chrupek.
-Aleś mnie przestraszył Talib! Jak tyś tam wlazł? No nie! Zjadłeś wszystkie chrupki!
Jak pisze pani Grażyna, Talib mocno się przejadł, gdyż po całym zajściu przez tydzień nie tknął jedzenia.

ZAMKNĄŁ TALIBA W PAWLACZU I POSZEDŁ TAŃCZYĆ!
Do zdarzenia tego doszło w Sosnowcu przy ulicy Upojnej 6/9. Jak donosi Pani Grażyna Jarzyna, matka sprawcy całego zamieszania był to piątkowy wieczór. Syn pani Grażyny, Piotr szykując się do wyjścia na dyskotekę wyjął z pawlacza swoje wyjściowe adidasy. Pochłonięty zawiązywaniem sznurowadeł, nie zauważył, kiedy do otwartego...

Uniknął kosy!
Czwartkowe popołudnie zapisze się w pamięci mieszkańców jako dzień grozy. 40-letni mężczyzna uniknął śmierci z rąk Śmierci! Brzmi absurdalnie? Wychodząc z domu do pracy natknął się na zakapturzonego człowieka z kosą. Zjawa pędziła na niego z prędkością błyskawicy. Okoliczni mieszkańcy, którzy akurat kończyli poranną kawę i zaglądali do okien, by sprawdzić jaką to mamy pogodę zauważyli mężczyznę uciekającego przed Śmiercią. Pościg trwał kilka sekund i zakończył się unikiem pana Jacka i głośnym pęknięciem balonowego stwora udającego Śmierć. Ostatecznie okazało się, że rzeczona zjawa była dmuchaną zabawką przygotowaną na utrzymany w czarnym humorze wieczór halloweenowy. Dla właścicielki zjawy sprawa wydaje się przesądzona - zabawy nie będzie, pan Jacek natomiast, co się najadł strachu, to tylko on sam wie. Życzymy mu szybkiego powrotu do normalności (od tygodnia przebywa w domu i boi się wyjść). I na koniec apel - jeśli mają Państwo w domu dmuchane Śmierci, kosy i tym podobne stwory, prosimy o nie wypuszczanie ich rano po bułki.

Uniknął kosy!
Czwartkowe popołudnie zapisze się w pamięci mieszkańców jako dzień grozy. 40-letni mężczyzna uniknął śmierci z rąk Śmierci! Brzmi absurdalnie? Wychodząc z domu do pracy natknął się na zakapturzonego człowieka z kosą. Zjawa pędziła na niego z prędkością błyskawicy. Okoliczni mieszkańcy, którzy akurat kończyli poranną kawę i zaglądali do okien, by sprawdzić jaką...